Porażka z Vixit w górnej drabince turnieju finałowego sezonu ZIMA musiała być bolesna. Dwie dogrywki, a jednak nie udało się dociągnąć mapy do końca. Co poszło nie tak?
Na obu mapach jako pierwsi zdobyliśmy 15 punkt, więc teoretycznie powinno pójść z górki, ale nie udało nam się wykończyć przeciwników. Na de_train mieliśmy 3 lub 4 sytuacje, w których mieliśmy przewagę oraz podłożoną bombę, ale przeciwnicy doskonale radzili sobie z odbijaniem – przegrywaliśmy sytuacje 4 vs 2 jak i 4 vs 3, gdzie na co dzień nam się to nie zdarza. Czasami nie potrafiliśmy zdobyć eliminacji na “post plancie”, co nie powinno mieć miejsca na takim poziomie. Wydaje mi się, że trochę to podłamało nasz zespół. Jeżeli chodzi o de_nuke to też w pewnym momencie przestaliśmy fragować. W dogrywkach zrobiliśmy łącznie około pięciu fragów na trzy rundy, a już wcześniej przeciwnik dostał wiatru w żagle. Staraliśmy się grać niekonwencjonalnie i trochę kombinować, ale w pewnym momencie skończyliśmy eliminować rywali, co skończyło się jak wszyscy wiemy. Mniej więcej wiedzieliśmy jakie taktyki mają przeciwnicy, ale i tak udało się im nas wymanewrować. Z pewnością nie chodziło też tutaj o brak szczęścia. Zwyczajnie zawiodło strzelanie.
W spotkaniach wykazujesz się dużą pewnością siebie. Skąd ona się bierze?
Z pewnością mają znaczenie pozycje na których gram, a są one z reguły agresywne lub takie, w których ryzyko jest wręcz wskazane. Jako prowadzący część misji biorę na siebie, ale też często wychodzi to naturalnie ze względu na to, jaki styl gry posiadam. Wydaje mi się, że istotne jest również to, że czuje się pewnie w tej ekipie – jeśli nie zabiję podczas agresywnych zagrywek, to wiem, że moi koledzy z drużyny będą potrafili wygrać rundę za mnie.
Pasje w życiu są niezwykle ważne i wiadomo – nie samym CS-em człowiek żyje. Na co jeszcze poświęcasz swój czas?
Jakiś czas temu grałem w koszykówkę – przygoda z tym sportem trwała 10 lat. Niestety, ale w związku z tym, że moja drużyna w mieście została rozwiązana przez klub, który ogłosił zakończenie swojej działalności, to ten epizod w moim życiu się zakończył. Oczywiście dalej uprawiam sport, gdyż towarzyszył mi on od najmłodszych lat. Chyba każdy dzieciak za młodu grał w piłkę, a ja nie byłem wyjątkiem. Sport dalej uważam za swoją pasję, ale CS-a stawiam obecnie na pierwszym miejscu.
Konrad “atoom” Wszołek również musiał się zmierzyć z tym pytaniem. Team MCE X zaszedł dalej niż Team MCE w rozgrywkach arrMY. Czy oznacza to, że TEAM MCE X jest lepszy?
Nie uważamy się za gorszą drużynę od TEAM MCE. Uważam natomiast, że tylko bezpośredni pojedynek byłby w stanie wykazać, która drużyna jest lepsza – najlepiej w formacie BO5. Mimo wszystko sądzę, że poziomem jesteśmy do siebie zbliżeni, ale trzeba przyznać, że to oni grają w lidze ESEA Main, a my w ESEA Intermediate. Bez pojedynku nie rozstrzygniemy tego pytania.
Dlaczego wraz z Damianem “LavoX” Kaczmarczykiem odezwaliście się właśnie do chłopaków, by połączyć siły? Czy kierowało wami coś konkretnego?
Z Damianem podczas poprzedniego sezonu ESEA graliśmy w zupełnie innym zespole. Niestety, ale gra nie układała się tak, jakbyśmy tego chcieli, a część chłopaków miała inne priorytety jak chociażby studia. Z tego powodu, nie mogliśmy poświęcać na trening tyle czasu, ile byśmy chcieli. Rozpoczęliśmy więc poszukiwanie alternatywy. Osobiście nie lubię przeprowadzać zmian w drużynie, ale jeżeli coś jest nie tak i gra nie sprawia przyjemności to trzeba tych rotacji dokonać. Do chłopaków odezwaliśmy się w celu rozegrania turnieju SkillFactor, gdzie zaszliśmy do półfinału, przegrywając na skład Gumofilców. Byliśmy bliscy wygranej, więc stwierdziliśmy, że jest w tej drużynie potencjał. Początkowo był to zwykły mix i mało trenowaliśmy, ale z biegiem czasu treningów było więcej. Myślę, że była to słuszna decyzja i nikt z nas nie żałuje, że podjął się tego wyzwania. Bardzo dobrze się ze sobą dogadujemy, a gra układa się coraz lepiej. Nie ma u nas kłótni, co z pewnością jest spowodowane tym, że chłopaki znają się bardzo długo, a my z LavoXem idealnie wpasowaliśmy się w zespół.
Trochę czasu już w arrMY spędziłeś. Co sądzisz o całym przedsięwzięciu?
Nie brałem udziału w arrMY, które umożliwiało dołączenie do piratesports. Grałem wtedy w innej drużynie i chciałem się jej poświęcić w stu procentach. Gdy zauważyłem, że arrMY uruchamia możliwość uczestniczenia drużynowo w turnieju, to bardzo mnie to zaciekawiło. Bardzo mi się podobają turnieje, które faktycznie mają konkretną stawkę, a to niezwykle motywuje do gry. Projekt arrMY jest świetną opcją dla drużyn z podziemia, które chcą się pokazać, coś wygrać, ale również rywalizować z drużynami na takim samym lub nawet wyższym poziomie.
Ostatnio zajmowaliście 26. miejsce w rankingu Cybersportu. Co wymaga dopracowania, aby wejść wyżej?
Poprzednim składem byliśmy już w TOP20. Przez wprowadzone zmiany straciliśmy sporo punktów, więc strata do drużyn, które grają ze sobą dłuższy czas, nieco się powiększyła. Przez udział w arrMY i przez dobre występy w ESEA, jesteśmy w stanie dogonić drużyny wyżej usytuowane w rankingu. Mimo wszystko, nie nakładamy na siebie zbędnej presji, skupiamy się przede wszystkim na grze.
Mam wrażenie, że jesteście paczką naprawdę dobrych znajomych. Jak budować takie relacje w zespole?
Nie spinać się i podchodzić do gry na luzie. Gdy są jakieś niejasności, to podjąć dialog, a nie obrażać się na siebie. W momencie gdy kolega z zespołu popełni błąd, to wytłumaczyć to na spokojnie, używając przy tym logicznych argumentów. To takie proste, a jednocześnie takie trudne.
Czy jest coś, czego nauczyłeś się od swoich kolegów z drużyny?
Zdaje sobie sprawę, że dzięki nim stałem się lepszym graczem. Przede wszystkim nauczyłem się opanowania oraz wielu rzeczy, które do dziś wykorzystuje w trakcie gry. Ciężko je wszystkie wymienić, ale z pewnością składają się na to, że czuje się pewniej jako zawodnik.
Czy masz coś do przekazania swoim przyszłym przeciwnikom w rozgrywkach finałowych arrMY?
Będziemy ciężkim rywalem i cytując Mariusza Pudzianowskiego: “tanio skóry nie sprzedamy”.