Wielki finał już za nami. Wystarczą dwa słowa – Gloria i Victoria. jakie to uczucie?
Bardzo cieszymy, że osiągnęliśmy mistrzostwo oraz z tego, że udało nam się wreszcie wygrać na GGPredict Vixit. Ostatnio mamy niezłą passe – pewnie dlatego, że wreszcie udało się dłużej pograć jednym składem. Trochę trenujemy, ale nie tyle ile byśmy chcieli, gdyż strasznie ogranicza nas czas. Zamierzony wynik został osiągnięty i widzimy, że jest w nas duży potencjał, gdybyśmy ze sobą grali więcej.
Pierwsza mapa zdecydowanie należała do Ciebie. Poradziłeś sobie znakomicie pod każdym względem. Nie czułeś presji, że jest to wielki finał?
Nie czułem presji. Gdy wiem, że mogę polegać na swoich kolegach z drużyny i nie muszę robić skomplikowanych zagrywek, by zdobyć przewagę to presja się u mnie nie pojawia. Wiem, że mam za sobą teammate’ów, którym ufam. Zdaje sobie sprawę, że doskonale strzelają, więc gra idzie sama. Oczywiście zdarza się, że pierwsze rundy trzeba brać na swoje barki, tak jak w przypadku Nuke’a. Gdybym w trzeciej rundzie nie wygrał clutcha lub nie wyeliminował 4 przeciwników w pistoletówce, to jestem pewny, że chłopaki z zespołu daliby radę w następnych rundach. Możliwość zaufania swojej drużynie i poleganie na jej umiejętnościach, daje mnóstwo pewności siebie.
Zostańmy jeszcze przy pierwszej mapie – ząb za ząb, oko za oko, runda za rundę – tak można opisać de_nuke. Co się takiego działo, że jedną rundę łatwo wygrywaliście, a gdy przeciwnik miał gorsze wyposażenie, to przegrywaliście?
Od dawna mamy problem z rundami force. Czy na Vixit, czy podczas spotkań w lidze ESEA – wygranie tych rund przychodzi nam niezwykle ciężko. Jako prowadzący staram się robić naprawdę różne taktyki, ale mam wrażenie, że nie ważne co zrobimy, to koniec końców zawodzi mentalność. Jeśli wiemy, że przeciwnik ma gorsze wyposażenie, to każdy próbuje tego fraga wyciągnąć, co czasami niesie ze sobą opłakane skutki. Często jest tak, że nasze “FACEIT-owskie” zagrywki, są na naszą niekorzyść. Gdybyśmy grali ze sobą więcej, z pewnością moglibyśmy wyeliminować wiele błędów w naszej grze.
Vertigo – pewnie zdobywane rundy i wydawać by się mogło, że przeciwnik nie ma najmniejszych szans. Nagle zmiana stron i spore problemy. Co było przyczyną tego, że nie mogliście się przebić do bombsite’ów?
Wydaje mi się, że problemem było ustawienie Vixit. Gracze drużyny przeciwnej zaczęli grać strasznie defensywnie na retake, gdzie 30 sekund przed zakończeniem rundy posiadali wszystkie granaty! Po pierwszych dwóch lub trzech przegranych rundach zauważyliśmy ich play style. Jako cała drużyna, nie potrafiliśmy dostosować się do zmiany tempa gry. Pomimo tego, że były założenia, by rozegrać rundę inaczej, by zmusić przeciwników do wyrzucenia granatów, to nie byliśmy w stanie tego zrobić. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do grania przeciwko zorganizowanym drużynom. Zaczęliśmy oddawać entry fragi, gra zaczęła się komplikować i w pewnym momencie z naszej strony było za dużo agresji. Zdarzały się zamieszania, gdy zawodnicy nie wiedzieli co mają zrobić i pojawiały się próby, by w sposób indywidualny wygrać rundę. Nie ma co się czarować – przeciwnicy doskonale to wykorzystali.
No i ostatnia mapa – inferno. Twój wyjazd na mida z AWP, którego m4tti się nie spodziewał – mistrzostwo świata. Gra całego zespołu również stała na naprawdę wysokim poziomie. Dlaczego tak rzadko rozgrywacie inferno? To jakaś wasza tajna broń?
W ciągu ostatniego miesiąca, rozegraliśmy jedno PCW na de_inferno, by ogarnąć przynajmniej podstawowe ustawienie. Nasz map pool nie jest wybitny, bo tak jak wspominałem, trenujemy stosunkowo mało jako zespół. Podczas pracca, udało się wygrać z przeciwnikami, którzy są w ESEA Advance. Postanowiliśmy więc nie banować tej mapy – jak ktoś ją wybierze, to najzwyczajniej w świecie rozegramy ją rozegramy. Po dołączeniu Rolanda “Ultimate” Tomkowiaka, sporo się zmieniło – Roland doskonale radzi sobie na bananie i znakomicie dogaduje się z Maciejem “FPS” Trypuciem. Ja wreszcie mogłem grać AWP na bombsite A i nagle gra zaczęła się układać. Może de_inferno będzie u nas częściej widywane.
Wyskoczmy jeszcze poza finał. Trochę czasu już minęło, ale jednak dokonaliście zmian w zespole. Czym było to spowodowane? Na papierze skład wyglądał fenomenalnie.
GVC to ekipa miksowa – cały czas szukamy stałej piątki. Wiktor “TicQ” Lachowicz niestety nie chciał kontynuować współpracy z nami i doszedł do drużyny ikustakA. Szymon “sk1tt” Rogoziński celuje wyżej niż my się obecnie znajdujemy, ale wciąż mamy przyjazne stosunki, więc może kiedyś jeszcze dojdzie między nami do współpracy.
W porządku, ale w takim razie co z Turasem – podczas wywiadu mówił, że wyjeżdża do pracy na wakacje. Szykuje się kolejna zmiana?
Mamy kilka osób, które chciałyby grać razem z nami. Artur “Turas” Pabjan wraz z początkiem czerwca, będzie z nami grał sporadycznie. Nie poddajemy się i będziemy budowali zespół. Pomimo wszystkich tych zmian i tak jesteśmy na takim poziomie, który umożliwia rywalizację z drużynami, które dłużej już ze sobą ćwiczą.
Znaleźliście się w lidze masters nie bez przyczyny, ale tam każda drużyna gra na naprawdę wysokim poziomie. Kto według Ciebie będzie największym oraz najmniejszym zagrożeniem i dlaczego?
Patrząc na drużyny, które znajdują się w lidze masters to widzę, że nie mieliśmy okazji grać jeszcze tylko przeciwko formacji ikustakA. Radzą sobie dobrze w esportnow, wygrali na CLEANTmix, było blisko, aby zwyciężyli przeciwko M1, więc wydaje mi się, że będzie to naprawdę fajny pojedynek. Mamy dobre relacje z częścią zawodników z tego zespołu, więc to będzie ciekawe i wyrównane spotkanie. Drużyna, która może nas zaskoczyć to Kaktustim – na resztę drużyn potrafiliśmy wygrywać spotkania, więc ich się nie obawiamy. Celujemy w mocne TOP3 – jeżeli przewidujemy jakieś porażki, to tylko na wcześniej wymienione ekipy.
Jakie są najbliższe plany drużyny GVC?
Obecnie chłopaki z naszej drużyny mają sporo na głowie – sesja, praca i wiele innych obowiązków. Musimy szybko złapać rytm i zebrać stałych pięciu zawodników. Obecnie skupiamy się głównie na ESEA i na arrMY. Raczej nie będziemy brać udziału w innych turniejach – jeżeli już, to w wyrywkowo i w momencie, gdy wszyscy będą mieli na to czas.
Chcemy dobrze wypaść w arrMY, więc czasami będzie trzeba przeanalizować przeciwnika, troszkę potrenować przed meczami i ustalić pewne założenia. Dlatego też, ESEA oraz arrMY stanowią dla nas obecnie priorytet.
Na zakończenie – co myślisz o całym przedsięwzięciu arrMY i co byś doradził graczom, którzy chcą polepszyć swoje umiejętności oraz wypłynąć na szersze wody?
Projekt arrMY zrzesza praktycznie całą Polską scenę. Jest wiele różnych turniejów, lig i nie ma tu przepaści pomiędzy zawodnikami. Osoby, które już coś sobą reprezentują, będą w stanie rywalizować w Lidze OPEN, a zawodnicy bardziej zaawansowani w Lidze RISING. Ludzie, którzy są już w stanie grać na profesjonalnym poziomie lub stawiać tam swoje pierwsze kroki znajdą miejsce w Lidze Masters. Sama organizacja też jest niczego sobie i wydaje mi się, że inny organizatorzy powinni zazdrościć arrMY między innymi administratorów.